Five-Minute Polish Tales  By  cover art

Five-Minute Polish Tales

By: Monika Guzik-Skirzyńska
  • Summary


  • The podcast "Five-Minute Polish Tales" consists of stories written by Monika Skirzyńska and is intended for all those who enjoy listening to interesting and well-narrated stories.
    However, these stories are primarily dedicated to foreigners who are learning the Polish language and have reached a proficiency level between B1 and C2.
    Listening to a story and familiarizing oneself with its transcript will effectively and pleasantly enrich vocabulary and idiomatic expressions.
    You are warmly invited to join!
    Everyone will find something for themselves.

    Podcast „Five-Minute Polish Tales” to opowiadania napisane przez Monikę Skirzyńską. Przeznaczone są dla wszystkich, którzy lubią słuchać ciekawych i dobrze opowiedzianych historii.
    Opowiadania te dedykowane są jednak przede wszystkim obcokrajowcom, którzy uczą się języka polskiego i osiągnęli poziom biegłości pomiędzy B1 a C2.
    Wysłuchanie opowiadania i zapoznanie się z jego transkrypcją skutecznie i przyjemnie wzbogaci słownictwo i frazeologię.
    Serdecznie zapraszam do przyłączenia się!
    Każdy znajdzie tu coś dla siebie.
    Copyright Monika Guzik-Skirzyńska
    Show more Show less
Episodes
  • ADRIAN cz.3 _by Monika Skirzynska
    Sep 29 2023
    TRANKRYPCJA

    Mężczyzna opuścił bezradnie ręce. Ogarnęła go bezsilna wściekłość. Patrzył na kobietę twardym wzrokiem, próbując przeniknąć jej myśli.
    - Do cholery, Anka, co ty kombinujesz? Umawialiśmy się na coś. Tak czy nie? Miałaś to załatwić. Miał to podpisać! Kurwa!
    - Nie umawialiśmy się. Groziłeś mi, pamiętasz? Szantażowałeś. Anna włożyła odzyskane dokumenty do koperty i z powrotem schowała je w torebce. Teraz ona utkwiła wzrok w twarzy mężczyzny. Znajoma mocno zarysowana szczęka, wysokie, wysklepione czoło, orli nos, tylko oczy, oczy miał inne… stalowoniebieskie, zimne, dalekie. A mocno kręcone ciemne włosy zebrane w mały kucyk tuż nad karkiem, nadawały mu groteskowy wygląd. Nie mogła się sobie nadziwić, dlaczego… dlaczego to zrobiła? Wzięła głęboki oddech, żeby zdobyć się na odwagę i powiedzieć wszystko tu i teraz. Poczuła znajomy zapach perfum – wyrafinowany, niebanalny. W jej głowie przewinął się krótki film wspomnień. Otrząsnęła się. Potarła czubek nosa wierzchem dłoni. Robiła to odruchowo zawsze wtedy, gdy podświadomie się denerwowała.
    - Idziemy – mężczyzna pociągnął Annę za rękę – otworzyli bramki.
    - Nie wracam z tobą – zabrzmiała trochę sztucznie. Tylko tyle zdołała z siebie wykrztusić. Spojrzał na nią zaskoczony.
    - Nie? – zapytał. – Mamy jeszcze wspólne interesy, prawda? A poza tym nie zostałaś z nim, więc..? - Jeszcze się zobaczymy – odpowiedziała prędko. Chwyciła walizkę i szybko oddaliła się w stronę wyjścia. Mężczyzna zdołał tylko za nią zawołać:
    - Anka! Nie wygłupiaj się! Anka! „Zobaczymy się”? Ze mną? Z nim? Anka! Zniknęła mu z oczu. Zgubiła się gdzieś w grupie włoskich turystów tłumnie zalewających hol hali odlotów. Zaklął pod nosem. Nie miał czasu jej gonić. Nie mógł sobie pozwolić na to, by spóźnić się na samolot, a kolejka do odprawy bezpieczeństwa była bardzo długa. Musiał jeszcze dziś być w Londynie. Było tyle do zrobienia. Szczególnie teraz, gdy wszystko się skomplikowało. Czuł przez skórę, że Anna coś kombinuje, ale był przekonany, że jednak dotrzyma słowa, że przekona Adriana, by podpisał. „Jeden podpis! Kurwa!” – wyrwało mu się półgłosem.
    - Słucham? – młoda, piękna dziewczyna, stojąca przed nim odwróciła się w jego stronę, wyjmując słuchawkę z ucha.
    - Nie, nic. To nie do pani. Przepraszam – uśmiechnął się uwodzicielsko. Miał to w genach. Na widok atrakcyjnych kobiet „tryb amant” włączał mu się automatycznie. Jeszcze raz uśmiechnął się przepraszająco. Gdyby nie sprawa z Anną, pewnie rozpocząłby godowy taniec, by uwieść tę niezłą sztukę, dziewczynę z dobrymi zadatkami na piękną kobietę. Tym razem musiał odpuścić. Nie miał czasu. W Londynie ktoś czekał na jego telefon.
    Tymczasem Anna wybiegła przed budynek. Musiała odetchnąć świeżym powietrzem. Szła teraz zamyślona, ciągnąc za sobą walizkę. Kółka turkotały, nieznośnie hałasując. Zatrzymała się, żeby sprawdzić godzinę. Lot był opóźniony. Miała czas. Usiadła na ławce. Wyjęła z torebki butelkę z wodą. Nie mogła jej odkręcić. Zmagała się przez chwilę z upartą zakrętką, poczym dała za wygraną. Robiło się coraz cieplej. Słońce pozbawione mglistej osłony królowało swobodnie na błękitnym niebie, przesuwając białe obłoczki, niczym kule bilardowe. Anna przezornie zsunęła okulary na nos. Oczy miała zmęczone, a poza tym czuła, że zbiera się jej na płacz. Nie, nie będzie płakać. Nie jest histeryczką. Nie pozwala sobie na publiczne okazywanie emocji. Jednak oczy lekko zwilgotniały. Zamknęła je, zsunęła się niżej na ławce i oparła głowę o filar. W pewnym momencie poczuła, że ktoś usiadł obok. Zerwała się, zdejmując okulary. Była przekonana, że to Marek. Serce podskoczyło jej do gardła.
    - Dzień dobry, pani! To tylko ja. Proszę się nie denerwować.
    Show more Show less
    7 mins
  • ADRIAN cz.2 _ by Monika Skirzynska
    Sep 29 2023
    TRANKRYPCJA

    Taksówkarz od czasu do czasu spoglądał we wsteczne lusterko i dyskretnie obserwował Annę. Jechali już dobre dwadzieścia minut, a kobieta wciąż siedziała bez ruchu, wyprostowana, napięta, bezmyślnie patrząc w okno. W pewnej chwili jakby oprzytomniała. Sięgnęła do torebki, wyjęła telefon i wprawnym ruchem odblokowała ekran. Przez chwilę przyglądała się zielonkawej tafli, a potem stukała kilkakrotnie w szklane ikonki powiadomień, by jak najszybciej przeczytać wiadomości. W zdenerwowaniu przygryzała dolną wargę. W końcu wrzuciła telefon z powrotem do przepastnych czeluści torebki. Westchnęła.
    - Daleko jeszcze? – zwróciła się do kierowcy.
    - Jakieś pięć minut. O tej porze nie ma korków. A o której ma pani samolot?
    Anna nie odpowiedziała. Właśnie poprawiała makijaż, pudrując pieczołowicie cienie pod oczami – ślad nieprzespanej nocy i gorzkich łez. Na wszelki wypadek przygotowała okulary przeciwsłoneczne, osadzając je na głowie w gęstych włosach tuż nad czołem.
    Spojrzała na dłonie i przedramiona – ich blado-siny kolor sugerował, że w taksówce nie było wystarczająco ciepło. Tak, dopiero teraz wyraźnie poczuła chłód. Założyła żakiet, by ukryć w jego długich rękawach nieładną gęsią skórkę.
    - Mogę włączyć ogrzewanie, chce pani? – zagadnął taksówkarz.
    - Nie, nie trzeba. Zaraz będziemy na miejscu… – zawahała się - Wie pan może, jaka będzie dziś pogoda? Słuchał pan prognozy?
    - Słonecznie. Ma być słonecznie i ciepło. Niech się pani nie martwi o lot. Nie odpowiedziała. Właśnie wjeżdżali na lotnisko. Minęli niebieski znak: „Kiss and fly”. Przymknęła oczy. Dziś nie będzie żadnych pocałunków. Nie było ich w hotelu i raczej już ich nigdy nie będzie. Pomyślała o Adrianie. Upartym i zasadniczym Adrianie. Trzymającym emocje na wodzy tym bardziej, im ona dawała im upust. Ale przecież był taki czas, kiedy mogła cieszyć się jego pocałunkami, czułym dotykiem, ciepłym spojrzeniem, troskliwym westchnieniem. „Powinno dzisiaj padać, powinno dzisiaj padać od rana” – pomyślała.
    Wysiadła. Stała już na chodniku, jedną ręką trzymając uchwyt walizki, drugą zsuwając okulary na nos. Taksówkarz czekał jeszcze chwilę przy otwartych drzwiach samochodu, mając nadzieję, że pasażerka rozmyśli się i wróci, by z nim kontynuować podróż. Odjechał dopiero wtedy, gdy Anna zniknęła za szklanymi drzwiami budynku hali odlotów, która tętniła swoim lotniskowym życiem.
    Ludzie w pośpiechu przemieszczali się z prawa na lewo, z lewa na prawo – tam i z powrotem – szukając właściwego miejsca, szukając zgubionego bagażu, szukając siebie nawzajem. Przeźroczysty dach budynku lśnił złotymi refleksami, rzucając złote kręgi na kamienną posadzkę. Anna stała przed tablicą odlotów, teraz to ona mrużyła oczy, by móc przeczytać wyświetlane informacje. „Lot opóźniony” – przeczytała. „A niech to!” – wyrwało się jej półgłosem.
    Nagle poczuła, jak ktoś chwyta ją za łokieć i przyciąga do siebie. Ledwie utrzymała równowagę. Rosły mężczyzna podtrzymał ją, nie pozwolił jej upaść, ale wciąż mocno dzierżył Annę w uścisku. - Więc jednak jesteś. Nie byłem pewien, czy przyjdziesz – powiedział. - Puść! – żachnęła się, próbując wyrwać się mężczyźnie.
    - Spokojnie, Anno, spokojnie. Po co te nerwy – pochylił się nad nią.
    - Masz? – zapytał. Złagodził uścisk, więc Anna uwolniła rękę. Wygładziła rękaw żakietu, poczym odruchowo przycisnęła torebkę do siebie. Zauważył to.
    - Daj – wyrwał ją tak niespodziewanie, że Anna nie zdążyła zaprotestować. Nie wiedziała, jak powstrzymać mężczyznę. Nie lubiła robić scen.
    - Nie podpisał. Nie szukaj. Nie mam tego. Adrian nie podpisał – powiedziała twardo.
    Mężczyzna nie uwierzył Annie. Stał, potrząsając przed jej twarzą znalezioną w torebce brązową kopertą.
    - Nie podpisał, tak? No to zobaczymy, czy mówisz prawdę.
    Show more Show less
    8 mins
  • DYREKTOR cz. 1 _ by Monika Skirzynska
    Aug 23 2023
    TRANSKRYPCJANiemłody już mężczyzna o korpulentnej sylwetce stał przed sięgającym do sufitu jednym z ogromnych, szkolnych okien. Widać było, że przybiegł tam niedawno. Jeszcze sapał i zmiętą chusteczką ocierał pot z czoła. Nie był wysoki, więc zadarł swoją łysą głowę i spojrzał w górę. - Pani Marysiu! Pani Marysiu! Na litość boską… Co pani tam robi? Pytania dyrektora niczym piłeczka pingpongowa odbiły się dźwięcznym echem po całej długości szkolnego korytarza. Dyrektor w panice złapał się za głowę, a następnie odruchowo zakrył dłonią usta. Zdenerwowany przyłożył zaraz drugą dłoń, zwinął obie w kształt tuby i teatralnym szeptem powiedział: - Pani Marysiu! Pa… - poprawił układ dłoni - Pa… ni… Ma..ry..siu! – skandował szeptem – Pa… ni… Ma…ry…siu! Niechże pani otworzy oczy… o… czy… i na… mnie… po…pa…trzy! Popatrzy! Na parapecie okna około półtora metra nad podłogą stała uchwycona kurczowo zasłony pani Marysia. Granatowy welur – choć mocno wypłowiały od słońca - stanowił jedyny solidny bastion nie na żarty wystraszonej kobiety. Była blada jak ściana, miała zaciśnięte powieki i dygotała na całym ciele. - To pan, panie dyrektorze? – zapytała drżącym głosem nie otwierając oczu. - Ja! – wyszeptał mężczyzna – A któżby inny? - O! To dobrze! Jak to dobrze, że to pan! – krzyknęła, a przenikliwy sopran pani Marysi z prędkością światła rykoszetem przemierzył przestrzeń korytarza by na końcu zaświdrować w dyrektorskich uszach niczym wiertło dentysty. - Ciszej! Do cholery! – wyrwało się dyrektorowi – No.. tego… hm…- odchrząknął, a przybrawszy następnie ton oficjalny i stanowczy powiedział: - Niech pani otworzy oczy, zejdzie i wytłumaczy się z tego… czegoś. - Kiedy nie mogę! – chlipnęła pani Marysia – Nie mogę. - Nie może pani czy nie chce? Bo to, proszę pani, jest różnica. - Jedno i drugie, panie dyrektorze, jedno i drugie. Nie mogę i nie chcę. Taka sytuacja… - chlipała pani Marysia, a spod zaciśniętych powiek zaczęły wypływać pierwsze łzy. - Co? Co? – dyrektor nie mógł dojrzeć, co działo się u góry. Nie dość, że był niski, a pani Marysia stała na parapecie, to ta wysoka i chuda jak patyk kobieta miała za sobą szklaną taflę rozświetloną przez południowe słońce. Tak, tak… rzecz działa się w samo południe. - Co? Co to? Pani płacze? Pani Marysiu! No błagam… No co pani! Proszę natychmiast przestać płakać, otworzyć oczy i zejść z parapetu! To jest polecenie służbowe. Ja nie żartuję. Dyrektor odczekał chwilę, czy jego słowa przyniosą zamierzony efekt, ale nie. Niestety. Kobieta nie ruszyła się z miejsca. Wciąż tkwiła uchwycona nieszczęsnej, starej zasłony. Stała z zamkniętymi oczami i płakała. Dyrektor spojrzał na zegarek: - A a a! – zapowietrzył się. - Pani Marysiu! Żarty się skończyły! Zaraz będzie będzie przerwa! Dzwonek! Proszę zejść! Natychmiast! Mamy tylko minutę! - O, nie! – pani Marysia wybuchła głośnym szlochem. – To już zupełna katastrofa! - Myślę, że sytuacja dojrzała do tego, żeby sięgnąć po środki ostateczne. Idę po panią! – to powiedziawszy dyrektor w mgnieniu oka wskoczył na parapet, bowiem był wuefistą. Dla utrzymania równowagi również i on przytrzymał się zasłony zwisającej po lewej stronie okna. Następnie bardzo powoli krok po kroku przesuwał się w stronę stojącej naprzeciw kobiety. Wąski parapet nie ułatwiał dyrektorowi zadania. - Niech pani na mnie popatrzy i da mi rękę – wyszeptał przejęty, wyciągając w kierunku zapłakanej nauczycielki swą silną, męską dłoń. Kobieta powoli otworzyła zapłakane oczy. Spojrzała z wdzięcznością, ba! - niemal z miłością - na zwierzchnika, który nie wahał się pośpieszyć jej z pomocą. Już, już zwalniała palce z żelaznego uścisku, w jakim trzymała zasłonę, gdy nagle – zwątpiła, zawahała się. - Marysiu – głęboki baryton męskiego głosu zawisł pomiędzy nimi – zaufaj mi. Pani Marysia jak zahipnotyzowana wyciągnęła prawą rękę, którą natychmiast uchwycił dyrektor. Spletli mocno dłonie. Teraz stali naprzeciwko siebie, blisko, trzymając się za ręce, patrząc sobie prosto w oczy, cali w aureoli słonecznych promieni, niczym młodzi kochankowie uniesieni do siódmego nieba. - Marysiu – wyszeptał. - Tak? – odpowiedziała omdlewając. - Na trzy. - Tak? – powtórzyła nic nie rozumiejąc. - Skaczemy na trzy. - Dobrze – zatrzepotała rzęsami. Dyrektor poczuł, jak smukłe palce pani Marysi zacisnęły się mocniej wokół jego dłoni. Spojrzał na nią. Miała przymknięte oczy, spierzchnięte wargi, wilgotne od łez blade policzki, a jej oddech był płytki i nerwowy. Wiedział, że teraz wszystko zależy od niego. To on jest odpowiedzialny za tę delikatną istotę, która Bóg wie dlaczego, znalazła się na ...
    Show more Show less
    11 mins

What listeners say about Five-Minute Polish Tales

Average customer ratings

Reviews - Please select the tabs below to change the source of reviews.